Optymalizuj logistykę w firmie: Aktualne trendy i sprawdzone rozwiązania dla Twojego biznesu

Zaloguj się

Wyśledzić śledzika, czyli co wiemy o pochodzeniu ryb?

Od kilku tygodni kolejna reklama zachęca nas do jedzenia ryb. Wszystko dlatego, że Polacy jedzą ich coraz mniej. Choć wielkość spożycia bogatych w składniki odżywcze ryb i przetworów rybnych spada z każdym rokiem, wciąż w okresie Świąt Bożego Narodzenia obserwujemy ogromny wzrost ich sprzedaży. Ile zjadamy ryb i które najchętniej wybieramy? Co możemy powiedzieć o ich pochodzeniu, przechowywaniu i transporcie, i czy to wszystko ma znaczenie dla przeciętnego klienta?

Średnio w ciągu roku statystyczny Polak zjada ok. 0,5 kg świeżych ryb słodkowodnych i 0,3 kg ryb morskich. Wartości te wzrastają jednak w okresie Świąt Wielkanocnych i szybują w górę w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Sięgając zatem, z dużo większym apetytem niż w innych okresach roku, po karpia, śledzika czy łososia dobrze mieć pewność, że ich jakość podlega szczegółowej kontroli, a potencjalnie niebezpieczne zdrowotnie partie nie trafią na nasze stoły.

W 2012 roku przeciętny Polak zjadł 11,7 kg ryb i przetworów rybnych, o 5% mniej niż rok wcześniej i aż o 13% mniej w stosunku do rekordowego roku 2008. Spadek zainteresowania rybami specjaliści upatrują w dwóch przyczynach, znacznym wzroście cen oraz dużym ograniczeniu spożycia pangi. W 2009 r. panga była, po mintaju i śledziach, najbardziej popularną rybą w naszym kraju. Statystyczny mieszkaniec zjadał jej w ciągu roku niemal 2 kg. W 2012 już tylko 0,89 kg, a według prognoz na 2013 r. wartość ta spadnie do 0,80 kg. Tak duży spadek zainteresowania pangą przypisuje się przede wszystkim spopularyzowaniu złej opinii dotyczącej warunków w jakich jest hodowana. Mimo, że według badań nie zagraża zdrowiu, klienci, swoimi portfelami zadecydowali o jej losach handlowych. Nie zawsze jednak, jako konsumenci, mamy dostęp do informacji o jakości produkcji czy sposobie transportu i przechowywania produktów żywnościowych. Dlatego też, w trosce o nasze zdrowie odpowiednie organy, inspekcje handlowe i sanitarne, badają żywność, aby na stoły nie trafiły produkty zagrażające zdrowiu.

Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w marcu ubiegłego roku, kiedy wybuchła "afera solna". Sól przemysłowa trafiła m.in. do wytwórni wędlin, przetwórni ryb, mleczarni i piekarni. W wyniku kontroli z rynku wycofano ponad 220 tysięcy ton żywności. W październiku 2012 r. prasa donosiła o setkach ludzi z Holandii i USA, którzy po zjedzeniu wędzonego łososia zarazili się salmonellą. Producent, holenderska firma Foppen, wycofał z rynku setki wędzonych łososi oraz przetworów z tą wędzoną rybą. W kwietniu b.r., Komisja Europejska nakazała wycofać z rynku produkty mięsne z Holandii, które niezgodnie z oznakowaniem na etykiecie, mogły zawierać koninę. Decyzję taką podjęto, ponieważ nie było znane dokładne źródło pochodzenia mięsa końskiego.

Zapewnienie bezpieczeństwa dostarczanych na rynek produktów wiąże się z rejestrowaniem i gromadzeniem danych na ich temat na każdym etapie łańcucha dostaw, a więc na poziomie każdego z przedsiębiorstw biorących udział w tym łańcuchu. W trosce o zdrowie konsumentów, ale także z myślą o ochronie gatunków zagrożonych, szczególnym przepisom zostało poddane rybołówstwo. Rada Europy przyjęła w 2009 roku Rozporządzenie 1224 ustanawiające wspólnotowy system kontroli w celu zapewnienia przestrzegania przepisów wspólnej polityki rybołówstwa . Na bazie tego rozporządzenia, od 1 stycznia 2013 r. firmy z branży rybnej podlegają obowiązkowi zapewnienia identyfikowalności produktów (z ang. traceability). Jak podało Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, "Identyfikowalność ma przyczynić się do zwalczania nielegalnych połowów i zapewnienia prawidłowych warunków handlu. Dla ryb pochodzących ze stad objętych planami długoterminowymi zapewnienie pełnego zakresu identyfikowalności stało się obowiązkowe od początku tego roku, dla pozostałych gatunków wymóg ten wejdzie w życie z początkiem roku 2015". Co traceability zawdzięczają konsumenci wyjaśnia Grzegorz Sokołowski, z Instytutu Logistyki i Magazynowania.
- Mimo, że państwa UE są zobowiązane do monitorowania rybołówstwa i akwakultury, w rzeczywistości nadzór ten w większości przypadków jest realizowany poprzez niewydolną dokumentację papierową. W wielu krajach prowadzone są prace nad krajowymi elektronicznymi systemami identyfikowalności, które centralnie obsługiwały by cały łańcuch dostaw rybołówstwa. Stan zaawansowania tych prac jest zróżnicowany, a na wyróżnienie zasługują systemy w Danii i Niemczech, które już funkcjonują lub są gotowe do wdrożenia. W Polsce trwają prace nad systemem elektronicznym, który pozwoli zapewnić pełną identyfikowalność produktów rybołówstwa. Być może już w przyszłym roku także w naszym kraju będzie możliwe wyśledzenie każdego śledzika położonego na świątecznym stole.

Zasady identyfikacji monitorowania rybołówstwa oparte będą o globalne i uznane międzynarodowo standardy GS1.

Ostatnio zmieniany w piątek, 27 grudzień 2013 11:08
Zaloguj się by skomentować